SOL News | Gdy inni walczyli o zwycięstwo, Bartosz Zamaro stoczył bitwę z własnymi demonami!

Nie owijajmy w bawełnę: kierowca Alfa Romeo w kwalifikacjach otarł się o kompromitację, psując wszystkie podejścia i odpadając z Q1 bez wykręconego czasu. Wielu myślałoby w podobnej sytuacji o ragequicie, jednak Zamaro udowodnił że ulepiony jest z innej gliny.

Młody kierowca nie podkulił ogona, tylko od samego startu z ogniem w oczach ruszył do odrabiania strat. Efekt? Jeden bezcenny punkt, okupiony litrami potu zostawionym na asfalcie Spa.

____________________________________

Bartosz Zamaro (Alfa Romeo):

Kwalifikacje były kompletną katastrofą. Q2 wydawało mi się do wyciągnięcia, lecz zepsułem wszystkie próby w pierwszej sesji. Jestem przekonany, że przy dobrym okrążeniu w 2 części czasówki, mogłem powalczyć o Q3, jednak w finale kwalifikacji raczej odegrałbym rolę statysty.

Ze względu na tylko częściowe zachmurzenie, razem z inżynierem zdecydowaliśmy się wziąć medy, a nie softy. Z pierwszych metrów wyścigu nie jestem zadowolony – do La Source zyskałem tylko dwie pozycję, lecz później było tylko lepiej. W trzeci sektor wjeżdżałem już na 16 miejscu, tuż za plecami Antka Sokołowskiego. Zobaczymy, jak do naszej kolizji podejdą sędziowie, ja uważam to za incydent wyścigowy. W pełni skupiłem się na maksymalizowaniu przewagi opon i uważam, że plan swój zrealizowałem.

Przez pierwsze 7 okrążeń błagałem, aby doszło do neutralizacji. Moje modły zostały wysłuchane na 10 kółku, jednak wyjazd samochodu bezpieczeństwa wcale mi nie pomógł. Byłem jednym z 3 kierowców startujących na medach, więc siłą rzeczy musiałem zmienić na wolniejsze opony.

W pełni skupiłem się na obronie pozycji, co ostatecznie się udało. Podczas safety cara uważałem, że musi wydarzyć się cud, bym utrzymał się w top10, lecz ostatecznie nie był on potrzebny. Po kompletnie zepsutych kwalifikacjach, finisz w punktach jest satysfakcjonujący.